Tak jak pisałam na samym początku, nasz majowy wyjazd do Włoch składał się z dwóch zasadniczych części - intensywnego zwiedzania Rzymu oraz bardziej wypoczynkowego pobytu na wybrzeżu amalfitańskim. Pora więc przemieścić się ze stolicy na południe Italii do maleńkiego miasteczka Maiori, które wybraliśmy sobie na punkt wypadowy do dalszych wycieczek po Półwyspie Sorrentyńskim.
Nie pamiętam czy już o tym wspominałam, ale jestem wielbielką włoskich kolei. Pewnie są na świecie bardziej punktualne, czyste i nowoczesne, ale to na Trenitalii jeszcze się nie zawiodłam. To dzięki niej w 2010 roku, gdy wybuchł wulkan Eyjafjallajoekull, mogłam dotrzeć do domu, na obronę pracy magisterskiej. Wybór środka transportu był więc prosty. Z Rzymu (z dworca Termini) pociągiem udaliśmy się do Neapolu (na dworzec główny - Napoli Centrale), stamtąd znów koleją do Salerno i dopiero dalej autobusem do Maiori.
Ponieważ sama podróż do najciekawszych nie należała, nawet widoki za oknem były dość nudne (a na dodatek im bliżej było Neapolu tym niebo stawało się bardziej pochmurne, a od Salerno już regularnie lało), postaram się opisać jej praktyczny aspekt.
Bilety na pociąg, a przynajmniej na dłuższe trasy najlepiej kupować na około miesiąc-dwa przed wyjazdem przez stronę internetową Trenitalia, wtedy, z tego co zauważyłam i doczytałam w Internecie ceny są najkorzystniejsze. Ja niestety trochę się zagapiłam i w momencie kiedy zdecydowałam się je kupić, to bilety na Frecciarossa i Frecciabianca - czyli najszybsze pociągi na tej trasie, były już dość drogie. Dlatego zdecydowaliśmy się na pociąg Regionale, który jedzie co prawda wolniej (łącznie jakieś 2,5 h), ale za to jest zdecydowanie tańszy. Bilet do Salerno kosztował nas tylk 11,20 euro za osobę. To, co bardzo lubię na włoskich stacjach, to automaty biletowe. Co prawda znam włoski i nie miałabym kłopotu, aby dogadać się z panią/panem w kasie, to jednak maszyna zdecydowanie usprawnia zakup. System jest bardzo czytelny i przyjazny dla użytkownika, możliwe jest korzystanie po włosku, angielsku oraz, jeśli dobrze pamiętam, po francusku i niemiecku.
Dworzec Termini nie jest najlepszym miejscem na długie posiedzenie, co prawda jest księgarnia, parę kawiarni, barów szybkiej obsługi i McDonalds, ale jedyne co mi się tam spodobało, to atmosfera - każdy gdzieś jedzie, każdy w swoją stronę, ciekawe gdzie.
Nieciekawe są natomiast przedmieścia Neapolu. Smutne i szare, przygnębiające blokowiska, idealna scenografia dla Gomorry. Nietrudno uwierzyć w historie o tym, jak bardzo niebezpieczna jest stolica Kampanii i zniechęcić się do tego, bądź co bądź, pięknego, południowego miasta. Dworzec główny jest dość duży, ale łatwo się na nim odnaleźć. Jak to zwykle we Włoszech , w turystycznych miejscach, wszystko jest dobrze opisane, a nam na dodatek pomógł miły pan konduktor. Podróż z Neapolu do Salerno minęła błyskawicznie, choć na stojąco - pociąg był zatłoczony.
Jak już wspominałam z Salerno do Maiori jechaliśmy autobusem (dworzec autobusowy znajduje się tuż przy kolejowym). Nie przepadam za tym środkiem transportu, ale akurat na Półwyspie Sorrentyńskim nie mogłam go unikać. Największym przewoźnikiem na półwyspie jest firma Sita Sud, a głównym punktem przesiadkowym dworzec autobusowy w miejscowości Amalfi. Aby dojechać z Salerno do Maiori potrzebowaliśmy biletu 45-minutowego, bo tyle mniej więcej trwa podróż, ale dostępne są także inne warianty. Czas przejazdu można oszacować na podstawie rozkładu jazdy i w ten sposób kupić odpowiedni bilet. W ramach określonego czasu można dowolną ilość razy wsiadać i wysiadać z autobusu. Jeśli planuje się dużo jeździć po półwyspie warto kupić bilet 24-godzinny, który kosztuj 6,80 euro. Strona internetowa z aktualnymi rozkładami, nie tylko autobusów, ale i promów tu: transport na Amalfi.
Dworzec w Salerno - w dniu wyjazdu, gdy przyjechaliśmy solidnie lał deszcz. |
Zatłoczone Termini. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz