Wybrzeże Amalfi uznawane jest za jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie i, niestety, także za jedno z najbardziej snobistycznych, a w związku z tym - drogich. Co więc, gdy chcą je zobaczyć takie szaraczki jak my? Ano, rozpocząć od poszukiwania odpowiedniego (czyt. nie zbójecko drogiego) punktu wypadowego. Ponieważ my, o czym już pisałam, zdecydowaliśmy się na Palazzo Coco, naszym miejscem noclegowym została urocza, choć niewielka miejscowość Maiori w południowo-wschodniej części Półwyspu Sorrentyńskiego.
Cieszę się, że tak się stało, bo pewnie gdybyśmy zdecydowali się nocować w Sorrento albo w samym Amalfi, to do tego miasteczka byśmy w ogóle nie trafili. A byłoby szkoda, bo panuje w nim bardzo fajna, taka trochę retro, atmosfera. Może przez to, że maj to nie szczyt sezonu, ja czułam się tam trochę jak w uzdrowisku. Spodobał mi się spokój i cisza*, wyjątkowo miła po rzymskim zgiełku. Polubiłam nasze zakupy w lokalnej piekarni (pyszny chleb), małym warzywniaczku (pierwszy raz spróbowałam owoców morwy) i w cukierni, gdzie przesympatyczna starsza właścicielka sprzedawała wyjątkowo apetyczne sfogliatelle.
W Maiori nie ma imponujących zabytków (choć kolegiata Santa Maria a Mare jest godna uwagi), ale za to z górnej części miejscowości rozciągają się fantastyczne widoki. Jeśli nawet nie zdecydujecie się na nocowanie u Antonia, to zróbcie sobie w te okolice krótki (choć, ostrzegam, intensywny) spacer.
Cieszę się, że tak się stało, bo pewnie gdybyśmy zdecydowali się nocować w Sorrento albo w samym Amalfi, to do tego miasteczka byśmy w ogóle nie trafili. A byłoby szkoda, bo panuje w nim bardzo fajna, taka trochę retro, atmosfera. Może przez to, że maj to nie szczyt sezonu, ja czułam się tam trochę jak w uzdrowisku. Spodobał mi się spokój i cisza*, wyjątkowo miła po rzymskim zgiełku. Polubiłam nasze zakupy w lokalnej piekarni (pyszny chleb), małym warzywniaczku (pierwszy raz spróbowałam owoców morwy) i w cukierni, gdzie przesympatyczna starsza właścicielka sprzedawała wyjątkowo apetyczne sfogliatelle.
W Maiori nie ma imponujących zabytków (choć kolegiata Santa Maria a Mare jest godna uwagi), ale za to z górnej części miejscowości rozciągają się fantastyczne widoki. Jeśli nawet nie zdecydujecie się na nocowanie u Antonia, to zróbcie sobie w te okolice krótki (choć, ostrzegam, intensywny) spacer.
W miasteczku znajduje się całkiem szeroka, piaszczysta (no może żwirkowa) plaża. Przed sezonem było na niej super, pusto, ani jednego leżaka, mam jednak uzasadnione obawy, że latem wygląda to gorzej.
* poza niedzielnym porankiem, gdy rozdzwoniły się dzwony we wszystkich kościołach na raz.
Główna ulica miasta Corso Regina, a na niej sprawcy naszego niedzielnego nieszczęścia, na cześć których biły wszystkie kościelne dzwony ;) |
Plaża, prawda że przyjemnie? |
Okolice naszego pensjonatu wieczorem. |
Jeszcze jeden widok z balkonu, nie mogłam się oprzeć. |
Okolice kolegiaty. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz