piątek, 14 sierpnia 2015

Tajlandia - dzień jedenasty - Wycieczka na cztery wyspy

Wycieczka na cztery wyspy (zwana też wycieczką na wyspy andamańskie) jest chyba naj spośród wszystkich dostępnych w regionie Ao Nang. Nic dziwnego, bo plaże są białe, woda turkusowa, a rybki kolorowe, ale niestety ma to swoje konsekwencje w postaci tłumu, z którym trzeba współdzielić te przyjemności. Daleka jestem od narzekania, bo dobrze wiedziałam na co się piszę. Przypuszczam nawet, że można było i tam znaleźć bardziej bezludne plaże, ale uznaliśmy, że mamy za mało czasu by ich szukać. Mam jednak jedną uwagę - jeśli wybieracie się na tę wycieczkę, zwróćcie uwagę, by płynąć niewielką motorówką, a nie dużą łodzią. Ja, gapa, nie pomyślałam i niestety traciliśmy za każdym razem sporo czasu czekając w kolejce do zejścia z łajby (to dobra nazwa na ten środek transportu) lub wejścia na nią. Uważam, że warto dołożyć kilka(set) bahtów, aby więcej czasu spędzić na plaży czy też w wodzie. 

morze andamańskie
Taka pogoda "miała" być cały dzień. Niestety pora sucha i zimna nie zawsze oznacza dokładnie to, czego Europejczyk by sobie życzył.
Wycieczka, jak prawie wszystkie pozostałe (poza Jamesem Bondem) rozpoczęła się przy plaży w Ao Nang, na którą zostaliśmy dowiezieni songthaewem. Co rano, z tego samego punktu, różne grupy wypływają w różne miejsca. W celu łatwiejszej identyfikacji, każda z nich dostaje naklejkę w określonym kolorze. Gdy wszyscy płynący w dane miejsce się zbiorą, "kolor" jest wywoływany i wędruje za swoim przewodnikiem do odpowiedniej łódki. Czasem trzeba trochę poczekać, ale ogólnie organizacja jest dość sprawna.

Teraz zaczyna się dla mnie prawdziwe wyzwanie - nie pomylić nazw wysp na których byliśmy (jeśli zauważycie błędy, proszę o komentarze). Pierwszy przystanek to Koh Tup. Niestety jedyna, gdzie mieliśmy słońce i prawie bezchmurne niebo, dzięki czemu woda i piasek miały odpowiednie kolory (czyt. jak z folderu). Największą osobliwością tej wyspy jest fakt, że w czasie odpływu jest ona połączona piaszczystą mierzeją z dwiema innymi wysepkami - Koh Gai oraz Koh Mawr. Mierzeja, zwana też magiczną plążą, a po tajsku Talay Whak, w czasie naszej wizyty była niestety przykryta wodą. Pobyt na plaży trwał około 45 minut. 

morze andamańskie
Są tłumy, ale jest też jasny, miękki piasek i niebieskie morze. 

morze andamańskie
Takie zdjęcie ma każdy, kto był w Ao Nang. Mam i ja :)

morze andamańskie
Plaża na Koh Tup

morze andamańskie
Koh Tup

Kolejnym punktem było snurkowanie w zatoczce przy wyspie Koh Gai (po polsku to tyle co Wyspa Kurczaka, zwana tak ze względu na swój kształt - sami spójrzcie). Muszę przyznać, że mimo, iż lubię pływać i dość sprawnie unoszę się na wodzie, miałam opory przed wskoczeniem do morza prosto z łódki i pływaniem z maską oraz rurką w tłumie innych ludzi. Oczywiście nadal uważam, że trzeba zachować ostrożność, nie ufać sobie, innym oraz wodzie, ale dzięki temu, że się zdecydowałam wiem też, jak wiele bym straciła. Dla mnie były to jedne z najpiękniejszych wakacyjnych chwil w życiu. Teraz namawiam do takiego snurkowania wszystkich. To trochę jak znaleźć się w trójwymiarowym filmie przyrodniczym. Fantastyczne wrażenia, nawet mimo lekko mętnej wody (a na kolejnych wycieczkach było jeszcze lepiej!). Jeśli dobrze pamiętam na tę przyjemność mieliśmy około godziny.

Chicken Island
Koh Gai - skała przypominająca głowę kurczaka.

snurkowanie
Z aparatem wśród zwierząt.

snorkling
Jeżowce, pod warunkiem, że nie wbijają się akurat w stopę, też są całkiem urodziwe.
Najdłuższy, bo ponad godzinny, przystanek mieliśmy na Koh Poda. Tu mogliśmy zjeść lunch, który przypłynął z nami łódką. Do wyboru dwa czy nawet trzy rodzaje kurczaka, a do nich ryż. Zapomniałam wcześniej napisać, że w cenie wszystkich wycieczek były też napoje (głównie woda) i owoce (tak naprawdę jeden ich rodzaj - arbuz).

Niestety na Koh Poda zepsuła się nam pogoda. Co prawda nie padało, ale niebo się mocno zachmurzyło i tak było już do końca dnia. Niemniej jednak zdecydowanie lepiej wylegiwać się na gorącym piasku i pluskać się w ciepłych* morskich falach niż pracować czy uczestniczyć w przedświątecznej krzątaninie w Polsce. Plażowanie tu było tym bardziej przyjemne, że spokojnie można było znaleźć kawałek piasku tylko dla siebie, daleko od najbliższego sąsiada.

morze andamańskie
Koh Poda

Ostatnie miejsce, jakie odwiedziliśmy w czasie tej wycieczki, to tak naprawdę nie czwarta wyspa, jak należałoby oczekiwać, ale półwysep - Phra Nang. Nie będę się jednak teraz o nim rozpisywać, bo jest na tyle ładny, że wrócimy tu jeszcze osobno ostatniego dnia.

Plaża księżniczki
Phra Nang

plaża księżniczki
Phra Nang - w oddali pada. Wrócimy tu w bardziej słoneczny dzień.

Podsumowanie: a. następnym razem na wybrzeże Morza Andamańskiego polecimy w lutym, aby być pewnymi pogody b. a wtedy wybierzemy wycieczkę motorówką, najlepiej indywidualnie czarterowaną.

* Przez cały nasz pobyt woda w morzu miała około 28-29° Celsjusza, jak dla mnie idealnie (w Europie trafiłam taką tylko raz - pod koniec sierpnia na Sycylii).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz