Położone w dzielnicy nowoczesnych wieżowców muzeum-dom Jima Thompsona jest oazą spokoju. Stare budynki z drewna tekowego otoczone są bujnym ogrodem, zamieszkiwanym przez egzotyczne ptaki.
Jim Thompson był amerykańskim wojskowym i biznesmenem, który tuż po drugiej wojnie światowej zakochał się w Tajlandii i osiadł tam na stałe. Jako wielbiciel azjatyckiej sztuki i architekt z wykształcenia, zachwycił się finezyjnym tajskim budownictwem. Na teren swojej posiadłości przeniósł 7 starych tekowych domostw i połączył je w jedną całość. Zgodnie z tajską tradycją budynki zostały wykonane z drewna tekowego, bez użycia nawet jednego gwoździa i stoją na palach. Uwagę zwracają przepiękne lśniące podłogi i bardzo wysokie progi. Trzeba być naprawdę ostrożnym, aby się nie potknąć. Dziś w domach przekształconych w muzeum można podziwiać niezłą kolekcję orientalnych eksponatów. Niektóre z nich to prawdziwe precjoza, mnie najbardziej spodobał się (czy może raczej rozbawił) nocnik w kształcie kota. Największą wartość podobno jednak mają biało-niebieskie porcelanowe naczynia z czasów dynastii Ming oraz stojący w ogrodzie posąg bezgłowego buddy.
Ze względu na to, że Jim Thompson odnowił i spopularyzował tajskie jedwabnictwo, pewna część muzeum poświęcona jest właśnie temu rękodziełu. Przedstawiono cykl życia jedwabników i etapy powstawania jedwabiu, od kokonów, poprzez nici, aż po drogi, pięknie malowany materiał. Ciekawi mogą przyjrzeć się także żywym jedwabnikom, które wystawiono w dużych, wypełnionych liśćmi misach. Widok raczej dla tych mniej wrażliwych ;) Przy muzeum działa sklepik, gdzie można kupić jedwabne chusty, apaszki i odzież. Ceny od zupełnie przystępnych po kosmiczne.
Zwiedzanie muzeum odbywa się wyłącznie z przewodnikiem. Grupy zbierają się mniej więcej co pół godziny, można wybrać język angielski lub francuski (i chyba niemiecki, ale tego nie jestem pewna). Co ciekawe przed wejściem do wnętrz trzeba zdjąć buty. I jest to zasada obowiązująca tak we wszystkich tajskich domach, jak i świątyniach buddyjskich. Na początku miałam obiekcje przed chodzeniem na boso, ale później doszłam do wniosku, że ten obowiązek, to także okazja by dać stopom, zmęczonym zwiedzaniem w upale, odpoczynek (i dałam spokój noszeniu dodatkowych skarpetek w plecaku).
Do domu Jima Thompsona najłatwiej dojechać kolejką BTS - przystanek National Stadium lub tramwajem pływającym po kanale Saen Saeb (przystanek tuż przy muzeum).
Zwiedzanie muzeum odbywa się wyłącznie z przewodnikiem. Grupy zbierają się mniej więcej co pół godziny, można wybrać język angielski lub francuski (i chyba niemiecki, ale tego nie jestem pewna). Co ciekawe przed wejściem do wnętrz trzeba zdjąć buty. I jest to zasada obowiązująca tak we wszystkich tajskich domach, jak i świątyniach buddyjskich. Na początku miałam obiekcje przed chodzeniem na boso, ale później doszłam do wniosku, że ten obowiązek, to także okazja by dać stopom, zmęczonym zwiedzaniem w upale, odpoczynek (i dałam spokój noszeniu dodatkowych skarpetek w plecaku).
Do domu Jima Thompsona najłatwiej dojechać kolejką BTS - przystanek National Stadium lub tramwajem pływającym po kanale Saen Saeb (przystanek tuż przy muzeum).
Godziny otwarcia: 9:00-17:00
Koszt: 100 bahtów (ok. 10 pln)
Adres: 6 Soi Kasemsan 2, Rama 1 Road, Bangkok
Strona internetowa: klik
Dzień III: Dom Jima Thompsona - Wat Saket
Koszt: 100 bahtów (ok. 10 pln)
Adres: 6 Soi Kasemsan 2, Rama 1 Road, Bangkok
Strona internetowa: klik
Dzień III: Dom Jima Thompsona - Wat Saket
Typowe tajskie domostwa. Pododbno dachówki wytworzono ręcznie specjalnie w prowincji Ayatthaya. |
Helikonia dziobata |
Bezgłowy Budda. |
Od kokonu do przędzi. |
Jedwabniki we własnej osobie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz