Nadeszły ostatnie chwile naszych pierwszych, ale nie ostatnich, tajskich wakacji. Specjalnie wylot zaplanowaliśmy tak, aby cały ostatni dzień spędzić jeszcze na miejscu, nacieszyć się słońcem, morzem i plażą. W tym celu idealna wydawała się plaża księżniczki - Phra Nang Beach, uznawana za jedną z najpiękniejszych na świecie. Byliśmy już tam wcześniej, na koniec wycieczki na cztery wyspy, ale pochmurne niebo i nadchodzący deszcz nie pozwoliły docenić jej uroku.
Plaża Phra Nang |
Dostać się na plażę Phra Nang jest wyjątowo łatwo (a na dodatek klimatycznie). Z kilku punktów w Ao Nang, a także i z naszej plaży Nopparath Thara pływają łódki długorufowe. Trzeba tylko podać miejsce, gdzie chce się płynąć, zapłacić 200 bahtów za bilet w dwie strony i za kilkanaście minut jest się na miejscu. Teraz wystarczy już tylko znaleźć miejsce do plażowania, rozłożyć ręcznik i można odpoczywać.
Jedna z wielu łodzi długorufowych. |
Nie będę opisywać szczegółowo plaży, bo widać ją na zdjęciach. Zaznaczę jedynie, że woda była tam wyjątkowo spokojna, pływało się jak w pięknym, szmaragdowym basenie.
Przy końcu plaży znajduje się jaskinia wypełniona... fallusami. Wykonane z rozmaitych materiałów męskie przyrodzenia przedstawiają ponoć boga-Sziwę i są ofiarowywane przez lokalnych rybaków i żeglarzy, żeby zapewnić sobie spokój na morzu.
Jaskinia Phra Nang |
Nam najwięcej radości dostarczyły jednak śmigające nad naszymi głowami małpy. Myli się ten, kto myśli, że to miłe, wesołe zwierzątka. Owszem, wyczyniają małpie figle, które można obserwować godzinami, ale też od czasu do czasu lubią się czymś posilić i najczęściej są to owoce czy też inne smakołyki plażowiczów. Jeżeli w okolicy są małpy, trzeba na swoją własność bardzo uważać, gdyż są to zwierzęta wyjątkowo uparte i sprytne.
Kochająca małpia mama. Wzruszające obrazki. |
Po plażowaniu wróciliśmy do hotelu odświeżyć się przed podróżą. Niestety ze względu na szczyt sezonu nie było możliwości przedłużenia pokoju, ale nasz Holiday Inn miał porządne prysznice, z których można było skorzystać już po wymeldowaniu (w recepcji dostaliśmy komplet świeżych ręczników). Piszę o tym celowo, bo sama potrzebowałam takich informacji przed wyjazdem. Przejazd z hotelu na lotnisku zamówiliśmy w Krabi Shuttle. Wyszło trochę drożej niż lotniskowym busem (chyba 600 bahtów), ale za to w bardzo komfortowych warunkach. Z Krabi do Bangkoku lecieliśmy Bangkok Airways, specjalnie wybraliśmy znów te linie, bo latają na lotnisko Suvarnabhumi, z którego przez Dubaj odlatywaliśmy do Warszawy. Tym razem przesiadka w Dubaju trwała tylko trochę ponad 1,5 godziny i o 11:45 przed południem dnia następnego nasze stopy stanęły w zimnej, mokrej i wietrznej stolicy. Brrr.
Pogoda się zepsuła, jakby chciała przygotować nas na powrót do polskiej rzeczywistości. |
To już koniec tajskich opowieści. Od nowego tygodnia pora na nowe miejsce. Sama nie wiem które? Madera, Bruksela czy może Singapur. Muszę pomyśleć :)
Jak tam pięknie! Szukałam inspiracji na wakacje 2016 i właśnie znalazłam. Na stronie Itaki wypatrzyłam kilka fajnych ofert i Madera skradła moje serce. Na stronie są też last minute ale chyba już w tym roku nie dostane wolnego, więc pozostaje mi w opcji first minute zaplanować lato. Genialnie, dzięki!
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach jest akurat Tajlandia, ale Maderę polecam prawie tak samo mocno. To najpiękniejsze przyrodniczo miejsce w Europie, jakie widziałam. Idealne na letnie wakacje. Polecam!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTajlandia to najlepsza i największa przygoda jaką w życiu przęzyłam. Jak byłam młoda i beztroska, zaraz po studiach stwerdziłam, że potrzebuję od życia przygody. Znalazłam świetną ofertę pożyczek dla bezrobotnych na Credy24.pl (którą co prawda później spałcałam cały rok, ale było warto) i wyruszyłam w podróż życia! POlecam każdemu :) Świetna sprawa!
OdpowiedzUsuń